Wydawnictwo Marginesy |
„Tatuażysta z Auschwitz „to kolejna pozycja, po którą zdecydowałam się sięgnąć a potem opisać na blogu.
Przyznam się Wam szczerze, że długo zastanawiałam się czy warto tej książce poświęcić czas. Od jakiegoś czasu panuje moda na książki typu prawdziwe historie. Nie tylko za granicą, ale także i w Polsce.
Mimo wątpliwości, sięgnęłam po książkę o Tatuażyście z Auschwitz. Książka istotnie opisuje świat obozu koncentracyjnego i zmagania więźniów z tamtejszą rzeczywistością. Jednak jakieś to ładne i ugładzone. Poza tym, jest jednak kilka kwestii, które mnie, osobie interesującej się tym fragmentem historii, mocno rzucały się w oczy. Ale po kolei.
W przypadku „Tatuażysty z Auschwitz” książkę reklamowano jako prawdziwą historię człowieka, który przeżył nazistowski obóz koncentracyjny. Faktycznie – Lale Eisenberg był więźniem obozu Auschwitz. Dla mnie pierwszym takim poważnym zaskoczeniem był fakt, że główny bohater, opowiadając o sobie jako o osobie tatuującej więźniów, nie zająknął się ani słowem na temat tego, że w obozie istniała specjalna komórka, która miała za zadanie rejestrować więźniów przybywających do obozu, a główny bohater musiał być jej częścią jako osoba wykonująca tatuaże. Poza tym nie mógł sam jeden wykonywać tego zadania. Czy jest to fakt przez niego przemilczany czy niedopatrzenie autorki?
W książce pojawia się także kilka innych błędów, wskazanych zresztą przez Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau. Chodzi między innymi o błędny numer bloku, do którego przypisany był Lale. W opowieści Lalego nie pojawiają się także osoby, z którymi musiał mieć styczność w obozie, jako Tatuażysta. To również uwaga wysunięta przez osoby reprezentujące muzeum. Mnie uderzyły także wzmianki o doktorze Mengele. Według słów głównego bohatera Anioł Śmierci miał w obozie zajmować się sterylizacją więźniów, a tymczasem powszechnie wiadomo, że dr Mengele zajmował się eksperymentami na więźniach będącymi bliźniętami. Dziś nie da się zweryfikować tego, ponieważ Lale Sokolov zmarł w 2006 roku. Czy możliwe jest, że główny bohater tak to zapamiętał? A może naginał fakty lub miał błędne informacje? Nie sposób dziś uzyskać na to odpowiedzi. Ale już największym „hitem” był dla mnie fragment dotyczący penicyliny, którą Lale zdobył dla swojej ukochanej. Z fabuły jasno wynika, że penicylina była mu potrzebna w roku 1943. Problem polega na tym, że w 1943 roku dopiero pracowano nad antybiotykiem opartym na penicylinie. I tu jasno widać, że fikcja literacka poleciała daleko do przodu. Fakt, dzięki temu fabuła nabrała rumieńców, ale nie jest to już historia prawdziwa. Swoją drogą, ciekawe, dlaczego autorka nie sprawdziła takiego banału? W książce jest jeszcze parę „kwiatków” takich jak przedstawienie zupełnie innego obrazu buntu Sonderkommando czy historia seksualnej relacji Żydówki z oficerem SS. Dla mnie było to nieudolne nawiązanie do znanych relacji o uczuciowych związkach więźniarek i obozowych oprawców.
Wnioski po przeczytaniu książki:
Z jednej strony „Tatuażysta z Auschwitz” wciąż jest przejmującą opowieścią o dramatycznych losach więźniów obozów koncentracyjnych. O heroicznej walce o przetrwanie, życiu w specyficznej rzeczywistości, która rządzi się własnymi prawami. Jednak mając na uwadze, błędy, jakie można znaleźć w tej książce nasuwa się pytanie: W jakim celu powstają takie książki? Czy jest to rzeczywista próba przedstawienia tragicznych losów więźniów obozów koncentracyjnych, w formie przystępnej dla czytelnika? Czy- idąc dalej- jest to pewnego rodzaju sposób na wybicie się w oparciu o prawdziwą historię? W jakim celu Autorka napisała tę książkę? Być może, gdyby napisała, że historia Lalego, była tylko inspiracją i w książce mogą znajdować się nieścisłości, nie czułabym niesmaku po skończonej lektorze? Wreszcie, czy reklamowanie książki opartej na faktach jako prawdziwa historia jest właściwe w kontekście moralnym?
Traktuję to emocjonalnie, ponieważ miałam w życiu styczność z ludźmi, którzy przeżyli obozy koncentracyjne i zawsze podziwiałam ich siłę charakteru. Dlatego chciałabym bardzo, aby ich historie były przedstawiane naprawdę rzetelnie, z poszanowaniem faktów.
Prawda jest też taka, że każda taka relacja powinna wzbudzać w czytelniku emocje. Przypominać do czego prowadzi nienawiść i uprzedzenia. I mam nadzieję, że mimo zastrzeżeń, co do nieścisłości historycznych, „Tatuażysta z Auschwitz wzbudzi w czytelnikach uczucia i sprawi, że zastanowią się nad tym, czy kiedyś znów człowiek człowiekowi nie stworzy takiego „piekła na ziemi”.
Mam zamiar sięgnąć po tą książkę, jednak najpierw muszę przeczytać stos książek, który czeka na mojej komodzie. :D
OdpowiedzUsuńZnam ten ból :)
Usuń