Kultowy już zespół Dżem śpiewał kiedyś, że „…wehikuł czasu to byłby cud...”. Taki wehikuł czasu znalazł się w moich rękach. Jest książką. To Rok 1913. Rok przed burzą Floriana Illies’a.
Książka jest
bardzo obszerna i szczegółowa. Pada w niej wiele nazwisk, które dla człowieka
niezwiązanego bliżej z literaturą, malarstwem, czy muzyką są kompletnie obce.
Trzeba ogromnego wysiłku, żeby w trakcie czytania nadrabiać jednocześnie
zaległości w wiedzy własnej. Ale myślę,
że naprawdę warto dokonać tego trudu. Poczuje się wtedy ducha eleganckiej i
dziś tak bardzo nam odległej Belle Époque .
Rok 1913 wciąga z całą mocą do świata wielkich
malarzy: Picassa czy Meidner'a. Razem z Franzem Kafką pisze się kilkunastostronicowe
listy do ukochanej, śledzi się życie i rozterki Zygmunta Freuda. Momentami
czując się, jak jego kot, który ukradkiem obserwuje jego życie i spory naukowe. Czytając o tej namiętności tworzenia, żarze
nienawiści i miłości, wielkich bolączkach umęczonych dusz, które szukają
swojego celu, chce się powiedzieć, że to wszystko przepadło bezpowrotnie.
Czytając, miałam ochotę spacerować po ulicach
Wiednia, Paryża czy Berlina, wpaść do jednej z kawiarenek na swobodne dyskusje z
artystami. Po przeczytaniu książki Illies"a czuje się, że ten tytułowy rok był takim natężeniem intelektualnego
napięcia. Polityka i spory narodowościowe pozostają daleko w tyle dając
złudzenie idyllicznego, inteligenckiego spokoju.
Na pewno jeszcze nie raz wrócę
do tej pozycji, bo mam wrażenie, że kolejnym razem coś jeszcze odkryję.
Florian
Illies – niemiecki historyk sztuki i
dziennikarz.
Komentarze
Prześlij komentarz