Dzieci Hitlera.
Losy urodzonych w Lebensborn to bardzo
rzetelna i obszerna publikacja na temat nazistowskich ośrodków, w których
czyste rasowo Niemki mogły rodzić przyszłych liderów tysiącletniej Rzeszy.
Autorka przez
kilkanaście lat zapoznawała się z publikacjami, dokumentami i relacjami na
temat Lebensbornu. Przeszukała dziesiątki dokumentów, odwiedziła wszystkie
możliwe archiwa, czego efektem są rozdziały o historii, powstaniu, celach i
poczynaniach wyżej wymienionej instytucji.
Dzięki rozdziałom
teoretycznym możemy poznać bliżej szaloną ideę, jaka przyświecała Heinrichowi Himmlerowi, osobiście nadzorującemu powstanie Lebensbornu, i która towarzyszyła także tworzeniu ośrodków tej organizacji. Autorka pokazuje też w jaki sposób
działała organizacja i czy istotnie zawsze postępowała jednakowo w podobnych
przypadkach.
Pisze o mało znanym fakcie zabijania dzieci Lebensbornu, jeśli te wykazywały cechy upośledzenia psychicznego i/lub fizycznego. I w jak kłamliwy sposób członkowie organizacji starali się tuszować zabijanie słabszych i chorych dzieci.
Pisze o mało znanym fakcie zabijania dzieci Lebensbornu, jeśli te wykazywały cechy upośledzenia psychicznego i/lub fizycznego. I w jak kłamliwy sposób członkowie organizacji starali się tuszować zabijanie słabszych i chorych dzieci.
Interesujące jest to, że w ośrodkach Lebensbornu dzieci
mogły rodzić nie tylko żony SS-manów, ale też zwykłe członkinie NSDAP, które
nie były w związku małżeńskim, z jakichś powodów chcące w tajemnicy urodzić
dziecko, a następnie zatrzymać je lub oddać do adopcji. Trzeba tu wspomnieć
fakt, że społeczeństwo niemieckie w owym czasie potępiało ciąże ze związków
pozamałżeńskich, a jednocześnie państwo jako instytucja zachęcało do rodzenia
dzieci.
Po urodzeniu
dziecka w ośrodku kobieta była zobowiązana do karmienia piersią, mogła czasowo
przebywać z dzieckiem w ośrodku. Jeśli matka pełniła jakąś funkcję przydatną
dla organizacji (pielęgniarka, lekarz) mogła przebywać w ośrodku z dzieckiem
przez wiele miesięcy, ewentualnie zmieniając ośrodek na ten, w którym akurat
była potrzebna do pracy. Dzieci pozostawione w ośrodkach przez matki oddawane
były do adopcji, przebywając wcześniej w domach dziecka należących do
organizacji.
Autorka wspomina
też o innej działalności Lebensbornu, dotyczącej odrywania dzieci, pochodzących
z terenów okupowanych, od ich biologicznych rodzin, badaniu ich pod kątem
rasowym, a następnie zniemczaniu,poprzez zakaz mówienia w języku ojczystym,
zmianę imion i nazwisk, przymusowej nauce niemieckiego i w ostatecznym akcie
oddawania tych dzieci w adopcję do niemieckich rodzin, które miały za zadanie
wychować je na prawdziwych Niemców.
Najobszerniejszą
część książki stanowią spisane rozmowy z dziećmi (dziś osobami starszymi)
urodzonymi w ośrodkach Lebensbornu. Z rozmów wyłania się obraz ludzi
zagubionych, rozżalonych, szukających swojego miejsca, swoich korzeni,
próbujących sobie logicznie wytłumaczyć miejsce swojego urodzenia i sposób
postępowania swoich rodziców, borykających się z piętnem „nazistowskich dzieci”.
Wielu z nich nie jest nawet do końca pewnych swoich dat i miejsc urodzenia oraz
nazwisk swoich ojców. Większość z nich do dziś przeżywa traumę pobytu w
sierocińcach Lebensbornu. W dzieciństwie mieli problem z prawidłowym rozwojem
mowy, okazywaniem emocji, cierpieli na tzw. chorobę sierocą. Czuli się
odepchnięci i zagubieni. Dodatkowym nieszczęściem dla wielu z nich była
adopcja. Bardzo często rodziny zastępcze pozbywały się swoich wychowanków,
ponieważ ci nie spełniali ich oczekiwań i sprawiali kłopoty wychowawcze. Mam
wrażenie, że dodatkową krzywdą dla tych ludzi była surowość wychowania z jaką zetknęli
się w dzieciństwie. Niewielu z nich doświadczyło prawdziwej i szczerej troski,
i miłości.
Ci starsi ludzie, często
z białymi plamami w życiorysach, stykali się także ze zmową milczenia na temat
Lebensbornu, zarówno ze strony rodziców biologicznych jak i rodzin
zastępczych, co potęgowało jeszcze ich
poczucie wyobcowania. Kilkoro z nich nigdy nie usłyszało prawdy o
okolicznościach swojego przyjścia na świat od swoich matek. Wiele matek
Lebensbornu wstydziło się po zakończeniu wojny mówić o tym jak i gdzie
urodziły swoje dzieci, bądź też nie uznawały za konieczne, by o tym mówić. Duża
część z nich rodziła swoje dzieci w tych ośrodkach z ideologicznego przekonania
o słuszności swojego wyboru.
Książka jest
ważnym świadectwem tamtych lat. Przygnębiającym źródłem opowieści o zaślepieniu
ideologicznym, bądź złych wyborach, których skutki odczuwają w latach
późniejszych ich potomkowie.
Dorothee Schmitz-Köster – niemiecka publicystka i pisarka,
od lat bada i pisze na tematy związane z Lebensbornem.
Komentarze
Prześlij komentarz